Dr John Peterson Myers, specjalista z zakresu zdrowia środowiskowego, pyta zgromadzone na sali osoby: Kogo z waszych bliskich dotknął nowotwór? Cukrzyca? Bezpłodność? Większość podnosi ręce. Wszystko rejestrują kamery. To konferencja na temat przyczyn nowotworów. Jej fragment znajdzie się później w słynnym filmie dokumentalnym pt. Zanim przeklną nas dzieci.
70 proc. zachorowań na nowotwory ma związek z zanieczyszczeniem środowiska i żywności. W Europie co roku umiera 100 tys. dzieci na choroby spowodowane złym stanem środowiska. Spada średnia wieku dzieci chorujących na raka. Kilkaset trujących związków chemicznych wykrywa się obecnie we krwi pępowinowej noworodków. Naukowcy przestrzegają, że obecne pokolenie dzieci jako pierwsze we współczesnych dziejach jest w gorszej kondycji zdrowotnej, również intelektualnej, niż pokolenie rodziców. Francois Veillerette, prezes Ruchu na rzecz Praw i Poszanowania Przyszłych Pokoleń wyjaśnia: „Prognozy mówiące o wydłużaniu się życia ludzi w krajach rozwiniętych były prowadzone w oparciu o dane osób urodzonych w latach 20. i 30. XX wieku. Ludzie ci nie byli narażeni na działanie produktów syntezy chemicznej, promieniowanie jonizujące czy przetworzoną żywność”.
Wspomniany dokument Jeana-Paula Jauda ukazuje, jak mało rodziców zwraca uwagę, czym karmi swoje dzieci. Na zwyczajny posiłek oprócz fasolki, kotleta, sera, jabłka czy sałaty składa się jednocześnie cała gama dodatków: kadmu, ołowiu, azotynów, nitrytu, rtęci, pestycydów, wzmacniaczy smaku, przeciwutleniaczy, konserwantów… Po zbadaniu produktów rolnictwa konwencjonalnego okazało się, jak wiele zawierają szkodliwych nawozów i pestycydów. Twórcy filmu i wypowiadający się w nim lekarze oraz naukowcy łączą to ze wzrostem zachorowalności na nowotwory, zaburzeniami hormonalnymi i wadami wrodzonymi. We Francji, która zajmuje pierwsze miejsce w Europie pod względem zużycia pestycydów, zachorowalność na nowotwory wzrosła w ostatnim ćwierćwieczu o 93 proc. W przypadku dzieci od 30 lat notuje się wzrost chorób nowotworowych o 1,1 proc. rocznie. W ciągu ostatnich 50 lat jakość męskiego nasienia pogorszyła się o 50 proc. Obserwuje się wzrost problemów neurologicznych „Nie trzeba kolejnych badań, by przekonać innych – mówi francuski onkolog Dominique Bellpomme. – Problemem jest brak woli politycznej”.
Francuski rolnik uprawiający jabłka stosuje przeciętnie 32 preparaty chemiczne, zanim zbierze plon. Są wśród nich pestycydy, nawozy, środki do tępienia pasożytów i chwastów oraz wiele innych zazwyczaj niebezpiecznych substancji. Przy uprawie winorośli stosuje się ponad 20 tys. składników. Jeana Louisa Gomesa, rolnika z rejonu Gard w Langwedocji, w 2005 roku dotknęły kłopoty neurologiczne. Przez 10 lat podczas oprysków zawsze pracował w hełmie ochronnym z opuszczoną osłoną, jednak podnosił ją, gdy przygotowywał mieszankę. Wtedy opary wnikały przez skórę. Zachorował też jego syn. W szpitalu w Montpellier, gdzie go leczono, zobaczył, jak wiele dzieci okolicznych rolników choruje na raka. „W Gard są dzieci z poważnymi wadami wrodzonymi, bo ich rodzice mieszkają wśród pól opylanych z powietrza – tłumaczy prof. Charles Sultan, endokrynolog dziecięcy ze szpitala uniwersyteckiego w Montpellier. – Jak mają nie ulec skażeniu, skoro matka mówi, że po przelocie samolotu żółknie jej bielizna?”. Sultan leczył dzieci rolników z Gard, którzy uprawiają brzoskwinie, opryskując drzewka 22 preparatami. Wspomina o dwóch braciach z poważnymi wadami wrodzonymi. „Nie mają na nie wpływu czynniki genetyczne czy endokrynologiczne – wyjaśnia. – Pozostają więc środowiskowe”. J’Aven Christal Cesana, rolniczka z Organiac, opowiada przed kamerą o rodzinnym horrorze: „Mieliśmy kilka przypadków nowotworów. Moja ciotka zmarła rok temu na raka jelit. Wuj na raka płuc – w ciągu dwóch miesięcy. Matka miała w 1999 roku raka piersi. Teściowa też. Wielu moich znajomych zmarło na raka. Syn chorował na białaczkę. W szpitalu jest mnóstwo dzieci cierpiących na to samo, co mój syn”. Inna rolniczka, Mado Thiriet, dodaje: „Mąż opryskuje winorośl. Zawsze po oprysku ma krwawienie z nosa, które trwa trzy dni. Znajomy po oprysku przez tydzień nie oddawał sam moczu”.
Mimo memorandum podpisanego przez 68 niezależnych ekspertów, którzy sformułowali 164 zalecenia, w świecie francuskiego rolnictwa nic się nie zmieniło. Poza małym miasteczkiem Barjac, którego burmistrz przeprowadził akcję uświadamiania mieszkańców. Zaczął od edukacji dzieci i zmiany szkolnego jadłospisu na produkty ekologiczne. Całe rodziny zaczęły powoli zmieniać nawyki żywieniowe i korzystać z biorolnictwa. Inicjatywa skończyła się sukcesem i zrodziła kolejne, jednak wszyscy mają świadomość, że bez udziału rządów zmiany na skalę światową są niemożliwe.
Skażona Ameryka
Na prześledzenie historii wzlotu i upadku silnie toksycznego środka znanego jako DDT potrzeba by osobnego artykułu. Używany przez żołnierzy podczas drugiej wojny światowej, na komercyjny rynek wszedł na początku lat 40. XX wieku. Pestycydu powszechnie używano w amerykańskich gospodarstwach domowych przez 30 lat – zanim go wycofano w 1972 roku, gdy okazało się, jakie niesie zagrożenie. Na czarną listę wpisano też kilku jego kuzynów. Ale choć minęły dziesięciolecia, DDT wciąż jest wykrywany. Jego zdolność do utrzymywania się w środowisku prowadzi do przerażającego wniosku, że jego toksyczne dziedzictwo będzie trwało w dającej się przewidzieć przyszłości. Według badań z 2008 roku mężczyźni, u których wykryto ślady substancji zwanej DDE (pochodna DDT), prawie dwa razy częściej chorują na raka jąder. W tym samym roku opublikowano pracę naukową o wpływie DDT na powstawanie raka piersi na skutek blokowania działania naturalnych hormonów spowalniających rozwój nowotworów. Fakt, że pestycyd, który znajdował się w powszechnym użyciu w Ameryce (i nie tylko) zaledwie przez 30 lat, ciągle jest w stanie – po 40 latach od wycofania – powodować raka, jest poważną lekcją na temat zagrożeń, jakie niosą toksyczne substancje utrzymujące się długo w środowisku.
Używanym obecnie pestycydom przyjrzeli się Rick Smith i Bruce Lourie, autorzy książki pt. Mordercza gumowa kaczka poświęconej wpływowi na nasze zdrowie toksycznych substancji, z którymi się na co dzień stykamy. Skoro amerykańskie trawniki pochłaniają co roku ponad 40 milionów kilogramów pestycydów i herbicydów, postanowili wziąć pod lupę najpopularniejszy związek chemiczny zwalczający chwasty o nazwie kwas 2,4-dichlorofenoksyoctowy (w skrócie 2,4-D znany także jako hedonal). Herbicyd ten zwalcza chwasty selektywnie, nie niszcząc trawy, stąd jego zawrotna kariera w gospodarstwach domowych – Amerykanie zużywają go rocznie przeszło cztery miliony kilogramów. Jest jeszcze gorsza wiadomość: kwas 2,4-D był jednym z głównych składników niesławnego preparatu Agent Orange – broni chemicznej, którą podczas wojny w Wietnamie rozpylano z samolotów nad dżunglą i która odpowiada za choroby, w tym nowotwory, występujące u żołnierzy mających kontakt z tą trucizną.
Zatrważające analizy
Osoby, które z uwagi na rodzaj pracy mają regularny kontakt z pestycydami i 2,4-D – jak rolnicy czy ogrodnicy – są zagrożone wieloma schorzeniami. Do najpoważniejszych należy podwyższone ryzyko powstania chłoniaka nieziarniczego (rak krwi). Z badań wynika, że również dzieci takich osób są bardziej podatne na choroby, w tym raka. Wśród farmerskich rodzin Ameryki Północnej poronienia i uszkodzenia płodu występują o wiele częściej niż w całej populacji. Zespół medyków i naukowców przeanalizował niedawno wyniki ponad stu różnych badań przeprowadzonych pod tym właśnie kątem, a wnioski zawarto w pracy pt. Cancer Health Effects of Pesticides: Systematic Review. Oprócz różnych rodzajów białaczki autorzy badań najczęściej przypisywali pestycydom wywoływanie raka mózgu i prostaty. Ten sam zespół przeanalizował następnie badania dotyczące pozanowotworowych efektów działania pestycydów. Wnioski były równie zatrważające: pestycydy zwiększają ryzyko schorzeń neurologicznych, reprodukcyjnych oraz zmian genotoksycznych. Udokumentowano też związki między stosowaniem pestycydów a występowaniem wad wrodzonych, przypadkami śmierci płodu, zaburzeniami rozwojowymi. Kontakt z tymi substancjami z reguły zwiększał dwukrotnie poziom uszkodzeń genetycznych.
Zagrożony mózg dziecka
Jednym z najgorszych zagrożeń, jakie niosą ze sobą pestycydy, jest ryzyko uszkodzenia mózgu dziecka. Pisała na ten temat dr Theo Colborn, amerykańska specjalistka od kwestii zdrowotnych w dziedzinie ekologii, z wykształcenia zoolog, specjalizująca się w toksykologii i epidemiologii. Sławę przyniósł jej w 1996 roku bestseller pt. Nasza skradziona przyszłość, którego była współautorką i w którym opisała problem zaburzeń endokrynologicznych. Dziesięć lat później opublikowała swoją pracę naukową, w której zakwestionowała bezpieczeństwo pestycydów i podsumowała dotychczasowe wyniki badań dotyczące ich wpływu na procesy neurorozwojowe. Szczególną uwagę zwróciła na tkankę mózgową płodu i noworodka, opisując fakt atakowania neuronów przez pestycydy. Uszkodzenie tych komórek odbija się bezpośrednio na rozwoju i funkcjonowaniu naszego mózgu.
Badania dotyczące wpływu pestycydów na rozwój mózgu są imponujące – podsumowują swoje śledztwo Smith i Lourie. Nie tylko ze względu na efekty zdrowotne, jakie zaobserwowano już przy minimalnych dawkach, ale także z uwagi na samą skalę i stopień złożoności przeprowadzonych testów. Jakie płyną z nich wnioski? Po pierwsze, nawet bardzo małe dawki pestycydów, znacznie poniżej ustalonego progu bezpieczeństwa, mogą uszkodzić mózg niemowlęcia. Po drugie, efekty uszkodzenia neuronów w okresie niemowlęcym, kiedy mózg się rozwija, mogą dać znać dopiero w okresie dorastania albo nawet po osiągnięciu dojrzałości. Po trzecie, wśród negatywnych efektów zdrowotnych łączonych z działaniem pestycydów znajduje się wszystko, począwszy od zespołu nadpobudliwości psychoruchowej (ADHD), przez autyzm i zaburzenia funkcji motorycznych, na zaburzeniach hormonalnych i reprodukcyjnych skończywszy. Po czwarte, wady neurologiczne jest trudno wykryć i zidentyfikować za pomocą dostępnych nam rodzajów badań.
Dopuszczone do użytku
„W przypadku pestycydów problem polega na tym, że nie da się uzyskać niezbitych dowodów na ich szkodliwość – piszą autorzy Morderczej gumowej kaczki. – A takich właśnie konkretów domagają się przedstawiciele rządu i firm chemicznych, zanim zgodzą się uznać pestycydy za substancje groźne dla zdrowia”. Zapytany o rolę koncernów chemicznych w awanturze z pestycydami Gideon Forman, prezes Kanadyjskiego Stowarzyszenia Lekarzy na rzecz Ochrony Środowiska, wyjaśnia: „Rzecznicy tych firm twierdzą, że nie ma żadnych naukowych dowodów, choć w rzeczywistości istnieje całe mnóstwo badań łączących pestycydy z szeregiem poważnych chorób. (…) wystarczy, że podają wszystko w wątpliwość”.
Według Smitha i Louriego głównym problemem jest to, że instytucje regulujące są w zbyt bliskich relacjach z przemysłem, którego produkcję mają regulować. „W interesie administracji – piszą – jest wychodzenie naprzeciw swoim »klientom«, tak aby to oni, czyli korporacje, byli zadowoleni ze współpracy z rządem, który ustala przecież prawne ramy ich funkcjonowania. Już chyba ludziom sprawującym władze nie da sie odejść dalej od idei służby społecznej. (…) interes publiczny zostaje zepchnięty na daleki margines”.
W historii z pestycydami daje się zauważyć jeszcze jeden problem – przyjęcie zasady „progu”, czyli ustalenie poziomu stężenia, poniżej którego substancję uznaje się za bezpieczną i dopuszcza do użytku. Hasło „to dawka określa truciznę” nie wpisuje się jednak we współczesną toksykologię i endokrynologię. Okazuje się bowiem, że w przypadku niektórych toksyn – jak kwas 2,4-D czy inne pestycydy hormonalne – nie sposób mówić o jakimkolwiek progu bezpieczeństwa. To oznacza, że nawet najmniejsza ilość takiej substancji może być groźna dla zdrowia.
„Potrzeba całkowicie nowego podejścia do ustalania bezpieczeństwa pestycydów oraz nowego modelu wprowadzania regulacji prawnych” – apelowała w swej pracy naukowej siedem lat temu dr Theo Colborn.
Obecnie „nie zmagamy się z chorobami, których przyczyny są jednoznaczne i oczywiste – zauważają autorzy książki. – Toksyczne związki chemiczne mogą prowadzić do powolnej śmierci, np. w wyniku raka albo choroby Parkinsona, albowiem te zdradliwe schorzenia pozostają bardzo długo w stanie uśpienia i potrafią się ujawniać dopiero po wielu latach. Inna możliwość to wywołanie przez toksyny bardzo trudnych do wykrycia problemów natury neurologicznej. Na przykład rozpoznanie związku przyczynowo-skutkowego pomiędzy kontaktem matki z pestycydami a późniejszymi problemami edukacyjnymi jej dziecka jest praktycznie niewykonalne”.
Jest i dobra wiadomość: badania przeprowadzone w 2007 roku wśród mieszkańców Kanady, znane pod nazwą Toxic Nation, dowiodły, że u osób jedzących zdrową organiczną żywność, zwłaszcza dzieci, poziom pestycydów w organizmie jest dużo niższy w stosunku do przeciętnego konsumenta.
Rację miał burmistrz Barjac, walcząc o ekologiczne uprawy w regionie i zdrową żywność w szkolnych stołówkach. Dziś społeczność miasteczka jest mu bardzo wdzięczna, a jej śladem podążają inne regiony.
Katarzyna Lewkowicz-Siejka